Dzisiejszy wpis będzie dotyczył badań na zwierzętach. Jakiś czas temu poruszałam ten temat w poście na temat EEG, ale korciło mnie, żeby szerzej omówić zagadnienia neuroetyczne. Patrząc szeroko, neuroetyka może być rozumiana dwutorowo, jako:
1) etykę neuronauk, czyli etykę w badaniach neuronaukowych (co jest etyczne, a co nie),
2) neurobiologię etyki, czyli neurobiologiczne podstawy etyki w innych dyscyplinach (jak nasz mózg wpływa na postrzeganie czegoś za etyczne).
Teraz zajmę się pierwszym ze znaczeń. W dzisiejszych czasach badania na zwierzętach są dość kontrowersyjnym tematem. W miarę rosnącej świadomości ekologicznej i większej empatii społecznej, badania na zwierzętach stają się coraz bardziej etycznie wątpliwe. Gdy zaczynałam doktorat i objaśniałam komuś, że w swoich badaniach muszę pracować na szczurach, wiele osób patrzyło na mnie z odrazą. Szczerze? Sama tak na siebie patrzyłam. Ciężko było mi się do tego przyzwyczaić, ale chociaż tyle, że miałam poczucie, że robię to dla „wyższego dobra”. Przecież dużej części wiedzy na temat sposobu działania mózgu nie można zdobyć bez poświęcenia zwierząt. Niestety. Zakładam, że jest to silny konflikt wewnętrzny wielu naukowców.
Komisje etyczne
To nie jest tak, że badacze wymyślają badania takie, jak im się podobają i je po prostu wykonują. Zawsze należy uzyskać zgodę komisji etycznej. Lokalne komisje etyczne do spraw doświadczeń na zwierzętach obecne są we wszystkich większych miastach. To między innymi do nich należy orzekanie, czy badania spełniają kryteria etyki. Jednak należy nadmienić, że często sami badacze zasiadają w tych komisjach, co, domyślam się, ma niemały wpływ na rozpatrywane wnioski. Aby zagwarantować sprawiedliwość całego procesu, do członków komisji należą również etycy i przedstawiciele nauk humanistycznych.
Jesz mięso?
Kiedyś rozmawiałam z przyjaciółką na temat tego, że z empatycznego punktu widzenia hodowanie zwierząt specjalnie po to, żeby poświęcać je na testowanie naukowych teorii jest okropne, niemoralne i nieludzkie. Usłyszałam od niej zdanie, które bardzo wpłynęło na moje postrzeganie neuroetyki. Przecież jest całe mnóstwo zwierząt hodowanych specjalnie po to, żeby były pokarmem. Czy zatem hodowanie ich po to, żeby zwiększać wiedzę medyczną, dzięki czemu w przyszłości możliwe byłoby uratowanie wielu żyć ludzkich, nie powinno być wystarczającym powodem? Czy jeśli badania na zwierzętach nie mają obecnie równoważnej alternatywy, to czy etycznym byłoby je zaprzestać i skazać ludzkość na hamowanie rozwoju medycyny?
Zdaje się, że nie ma odpowiedzi, która usatysfakcjonuje wszystkich. Warto jednak zastanowić się nad tym bardziej personalnie… Jeśli badania na zwierzętach stałyby się zakazane (przez etyczną wątpliwość), mogłoby się zdarzyć, że ktoś bliski byłby ciężko chory i musielibyśmy żyć ze świadomością, że być może byłby dla niego ratunek, gdyby nie wycofano badań na zwierzętach. Patrząc z tej perspektywy, łatwiej przełknąć obecny stan rzeczy. Niemniej jednak, rozumiem argumenty obu stron.
Czy te zwierzęta cierpią?
I tak i nie. Większość badaczy ma na tyle dużo empatii, że chcą zmniejszyć cierpienie zwierzaków do minimum. Używane są środki znieczulające, żeby wykluczyć niepotrzebne cierpienie. Jednak nie we wszystkich badaniach można zagwarantować, że zwierzęta nie odczują bólu wcale. Pomijam kwestie laboratoriów, gdzie „na chłodno” patrzy się na osobniki gatunków innych niż ludzkie i z zimną krwią poddaje się je skandalicznym badaniom i bardzo surowym, niegodnym warunkom.
Słyszeliście o laboratorium w Hamburgu (wielkim, „zachodnim” mieście!), w którym małpy, psy i inne zwierzęta były traktowane po prostu karygodnie? Tutaj artykuł wraz z filmikiem. Ale swojego czasu było o tym głośno, więc na różnych serwisach informacyjnych możecie poczytać o tej instytucji. Filmiki dla osób o stalowych nerwach, aż nóż się w kieszeni otwiera. Niestety, przez to, że takie informacje docierają do mediów, jest spora część społeczeństwa postrzegająca badania na zwierzętach właśnie w taki sposób. Uspokoję Was – w zdecydowanej większości laboratoriów tak to NIE wygląda! Niemniej jednak, neuroetyka powinna być aspektem, który się bardzo pielęgnuje w każdej placówce badawczej.
Neuroetyka: mucha czy kotek?
Ciekawą sprawą neuroetyki jest też umiejscowienie linii odgradzającej – poświęcenie których zwierząt jest jeszcze etyczne, a których nie? Muszek owocówek raczej szkoda nam nie będzie. Małych rybek też nie (często wykorzystywany jest zebrafish, czyli danio pręgowany). Żaby i jaszczurki już częściej budzą sprzeciw, natomiast gdy wchodzimy na terytorium ssaków, etyczny dzwonek wybrzmiewa dość często. Myszy i szczury są jeszcze w miarę akceptowalne społecznie, jest pewne ogólnie panujące przyzwolenie. Ale badania na kotach? Psach? Jeszcze kilkanaście lat temu tak popularne, zostały niemal zniesione przez komisje etyczne poprzez przykładanie większej wagi do standardów etyki.
Coraz bardziej popularne jest trenowanie zwierząt tak, żeby nie musiały odczuwać jakiegokolwiek dyskomfortu związanego z badaniami i podlegały im niemal dobrowolnie. Pisałam o tym w poście na temat obrazowania mózgu psów. Ale nie wszystko da się zbadać neuroobrazowaniem. Część badań jest też robiona na małpach, ze względu na ich największe podobieństwo do nas. Jednak zdobycie zgody etycznej na takie badania graniczy z cudem.
Czy neuroinformatyka będzie ratunkiem?
Tego się dowiemy. Liczę na to, że dotrzemy do momentu, kiedy mózg zwierząt (i ludzi) będzie na tyle poznany pod kątem budowy i mechanizmów wewnętrznych, że będzie można prowadzić symulacje i modelowanie, które usatysfakcjonują nas pod kątem dokładności i wiarygodności. Zanim jednak ten moment nastąpi, będziemy balansować na granicy empatii i oportunizmu. Licząc na to, że neuroetyka wskaże nam właściwy kierunek.
No Comments