W zeszłym tygodniu pisałam ogólnie o procesach, które dzieją się w mózgu, dzięki którym zapamiętujemy. Obiecałam też, że kolejnym tematem będzie efektywna nauka. I o tym własnie jest dzisiejszy post.
Okej, to najpierw musimy zacząć od tego, jak możemy tę efektywną naukę zdefiniować. Moim zdaniem jest to taki proces przyswajania wiedzy, który optymalizuje nasze szanse na jak najdłuższe zapamiętanie nowych informacji. I już to zdanie może nam podpowiedzieć, że uczenie się na ostatnią chwilę, na dodatek poświęcając sen, może nie być tym optymalnym wyjściem 😉
Efektywna nauka: najważniejsze na początek
Jeśli masz zapamiętać jedną jedyną rzecz z tego wpisu, to chcę, żeby to było to… Nie ma opcji, żebyś uczył się efektywnie, optymalnie i na długo, jeśli przez to poświęcasz swój sen i nie powtarzasz nauczonych informacji. Tylko Ci się wydaje, że najistotniejsza akcja ma miejsce w momencie, gdy zakuwasz.
Prawda jest jednak taka, że najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli dasz sobie więcej czasu (czyli zamiast uczyć się 10 h z rzędu noc przed egzaminem, rozłożysz to na 10 sesji po jednej godzinie, np. co drugi dzień), zadbasz o prawidłowy sen i zamiast zaśmiecać mózg samymi nowymi informacjami, będziesz robił sesje powtórzeniowe. Zatem w skrócie: zabierz się za naukę dużo wcześniej, w międzyczasie dbaj o sen i powtarzaj, powtarzaj, powtarzaj.
Co jeśli jest już za późno?
Co jeśli to czytasz, a egzamin masz pojutrze? No cóż. Żeby zdać egzamin, efektywna nauka nie jest potrzebna. Ja sama sporo zaliczeń na studiach traktowałam na zasadzie „zakuć, zdać, zapomnieć”. Tylko w ogóle nie dziwi mnie to, że w tym momencie nic z tamtych tematów nie pamiętam.
Więc jeśli chcesz tylko zaliczyć jakiś test, to nie musisz słuchać moich rad. Jeśli jednak zależy Ci na długotrwałym zapamiętaniu informacji (np. z obszaru, który Cię interesuje), to nie masz innych dróg przed sobą. Chyba, że charakteryzujesz się pamięcią doskonałą lub ejdetyczną. Jednak gdyby tak było, to pewnie nie czytałbyś tego wpisu 😉
Udoskonalanie pamięci
Dobra, teraz kilka tricków, które, mam nadzieję, uzupełnią temat i przydadzą się Wam tak, jak przydają się mnie. Źródło z którego korzystałam pisząc ten wpis to artykuł Dunloskiego i wsp. z 2013 roku. Natomiast prawda jest taka, że swoją osobą mogę poświadczyć skuteczność tych metod. Nie dość, że sprawiają, że rozumiem to, czego się uczę i pamiętam na dłużej, to jeszcze zdejmują ze mnie presję czasu. A jeśli mogę jakkolwiek zadziałać w kierunku mniejszej ilości stresu, to staram się to robić.
Doświadczanie nauki
Zacznijmy od artykułu. Z badań wynika, że najbardziej optymalnymi metodami nauki są: nauka praktyczna oraz rozdysponowanie nauki w czasie. Jeśli chodzi o to pierwsze, czyli doświadczanie tego, czego się uczymy, to niestety często jest to niemożliwe. Szczególnie, jeśli uczymy się sami w domu, wkuwamy czystą teorię lub trudno jest samemu, bez sprzętu, doświadczyć danej porcji wiedzy. I tutaj z pomocą przychodzi nam YouTube. Zawsze warto zerknąć, czy ktoś nie opracował jakiegoś filmiku, który pokaże nam, jak wygląda nasze zaganienie. Na przykład jest dużo filmików po angielsku ze szczegółowymi animacjami ilustrującymi, jak działa nasz organizm.
Rozproszenie nauki w czasie
Jeśli chodzi o naukę rozproszoną w czasie, to tak jak pisałam wyżej – zamiast 10 godzin pod rząd, lepiej usiąść dziesięć razy po godzinie, co drugi dzień. Dajemy odpocząć naszym neuronom i sygnalizujemy, co jest ważne, gdyż stosunkowo częściej wtedy powtarzamy. A gdy powtarzamy, to wzmacniamy połączenia synaptyczne (więc na dłużej zapamiętujemy).
„Szczegółowe przesłuchanie” i samo-tłumaczenie
Kolejną z ważnych i skutecznych metod jest „szczegółowe przesłuchanie” (ang. elaborative interrogation). Brzmi to może dziwnie, ale polega na tym, że bardzo dokładnie próbujemy zrozumieć i wyjaśnić, czemu dane zagadnienie jest prawdziwe. Kwestionujemy je tak, jakbyśmy przesłuchiwali świadka.
Mnie to przydaje się obecnie z nauką ekonomii do dodatkowego egzaminu doktorskiego (tak, muszę zdać taki egzamin na doktoracie neurobiologicznym). Żadna ze mnie ekonomistka, wiadomo, ale naprawdę nie chcę uczyć się „na pamięć”. Zatem każdy wycinek wiedzy staram się głębiej zrozumieć – rozmawiam z innymi na ten temat, poszukuję dodatkowych źródeł w internecie i tak dalej.
Samo-tłumaczenie jest według mnie podobną metodą. Polega na tłumaczeniu sobie, jak te nowe informacje łączą się z wiedzą, którą już posiadamy. Wyjaśniamy daną koncepcję samemu sobie takimi słowami, żebyśmy w końcu zrozumieli.
Jakie metody powinniśmy omijać szerokim łukiem?
Moim zdaniem powinniśmy zapomnieć o czytaniu w kółko tego samego, bez porządnego zastanawiania się nad tym, co chcemy zapamiętać. To po prostu marnowanie czasu. Informacje te zostaną w naszej pamięci krótkotrwałej jako zlepek faktów (i jako zlepek faktów odlecą w niepamięć).
Tak samo słuchanie wykładów, w których po prostu biernie uczestniczymy, a nasze myśli dryfują. O ile jakaś informacja nie wyróżni się na tle innych i nie uruchomi w nas zapamiętywania emocjonalnego, to te metody można przyrównać do włożenia książki pod poduszkę, gdy śpimy. Chciałabym tylko przypomnieć, że magia nie istnieje i nie da się magicznie absorbować wiedzy bez wysiłku. Szkoda, nie? Chyba, że bardzo wierzysz w takie zabobony – to wtedy być może spłynie na Ciebie magia efektu placebo 😀
Zawsze powtarzam studentom, że żeby czegoś się nauczyć, trzeba MYŚLEĆ. I to aktywnie. Prawdopodobieństwo, że zapamiętamy jakiś fakt, nie poświęcając mu uwagi, jest znikome. Niestety, prawdziwa nauka wymaga wysiłku.
Efektywna nauka: jak się do niej zmusić?
No dobrze. To już wiemy, jak się dobrze uczyć, tak?
- Sen.
- Rozplanowanie w czasie.
- Zgłębianie tematu i doświadczanie (jeśli to możliwe).
- POWTARZANIE.
To teraz może Ci wpaść do głowy takie pytanie. „Wszystko fajnie. Brzmi dobrze, jak to czytam. Ale co zrobić, żeby faktycznie wprowadzić w życie takie metody?” I na to pytanie odpowiemy sobie za tydzień 😀 (Ale cliffhanger, co nie?). Żeby nie przegapić – zapisz się koniecznie do neuro-newslettera!
No Comments